środa, 18 listopada 2015

Nie oceniaj mnie

W życiu mam wiele ról. Jedne przychodzą trudno, wymagają trochę stresu i dużo nauki, a inne po prostu dzieją się same - instynktownie wiem jak postąpić.
Możecie mnie oceniać czy dobrze czy źle gotuję, czy jestem słabym czy świetnym kierowcą, jaką jestem kochanką, jak tańczę. Nie obrażę się za szczery osąd, lubię konstruktywną krytykę w tematach, w których mistrzem z pewnością nie jestem. Nie oceniajcie mnie tylko czy jestem dobrą matką.
Jestem mamą całym sercem, całą sobą dzień i noc 365 (albo nawet 366) dni w roku. Daję z siebie ponad 100% i na więcej nie pozwala mi zbyt krótka doba. Wszystko co robię - to dla jego dobra. Nawet jeśli chcę zostawić go na noc u babci, mimo że trochę będzie tęsknił, chcę tym samym zbudować jego zaufanie i pewność, że na innych osobach też może polegać. Takie postępowanie nie jest łatwe, najchętniej przecież nie wypuszczałabym go z rąk! Tym bardziej boli, gdy ktoś zarzuca mi, że pozbywam się go na trochę bo mam go dość. NIE!
Syn jest dla mnie najwspanialszym kompanem życia, zabieram go ze sobą praktycznie wszędzie i... zamiast męczyć, relaksuje mnie to. Lubię być z nim blisko, bo widzę że i on to uwielbia. Pokazuję mu świat a w zamian dostaję jego punkt widzenia, dawno przez mnie zapomniany, a taki świeży. Czuję się jakbym sięgnęła po książkę, która dekady przeleżała na półce domowej biblioteczki, niby na wyciągnięcie ręki a jednak poza moim zasięgiem.
Szczęście dziecka uszczęśliwia mnie jak nic innego na świecie. To zdecydowanie sedno macierzyństwa - kiedy jego szczęście nakręca Twoje.
Nie myślcie sobie, że się pysznię. Na moje sprawdzanie się w roli mamy mam najlepszy dowód na świecie - uśmiechnięte, szczęśliwe dziecko, które wie jak smakują lody w upalny dzień, wie jakie to uczucie skakać w kałużach piszcząc przy tym ze szczęścia, wie jak pięknie można malować palcami oraz jak dużo piany mieści się w wannie.
Mimo, że niektórzy próbują, nie wmówią mi że jestem złą matką, ja nigdy nie zwątpię w to, że jest zupełnie odwrotnie. Takie hejterskie komentarze oznaczają jedynie słabość i zazdrość o relację, jaką ja wypracowuję każdego dnia od prawie 2 lat. Szanuję uczucia i potrzeby mojego dziecka i je zaspokajam.
A przede wszystkim kocham nad życie.
Z miłością wzajemną :)

niedziela, 15 listopada 2015

Komfort życia

O komforcie życia można by napisać książkę. Można też pełen zdjęć post - taki jak na zrobto.no, który natchnął mnie w ten zimny szary dzień do przemyśleń na ten temat.

Z mojej wczesnej młodości pamiętam głównie moje zmartwienia. Zawsze było coś, co mnie uwierało. Raz byłam za gruba, raz za chuda, wiecznie szukałam akceptacji. Nienawidziłam być sama, myślałam wtedy za dużo, za poważnie. Stwarzałam problemy, zamiast cieszyć się z tego co mam (tak, tak – większość to była kwestia moje głowy, dziś to wiem).
Komfort życia to dla mnie dziś życie bez takich właśnie wydumanych problemów. Komfortowo żyć to dla mnie czuć się we własnym towarzystwie, nie szukając za wszelką cenę grupy która Cię zaakceptuje, przyklaśnie. Jestem typem stadnym, nie ma dla mnie większej katorgi niż samotność, ale stosunkowo niedawno zrozumiałam, że nie warto pchać się za wszelką cenę tam, gdzie nas nie potrzebują. Należy otaczać się ludźmi, którzy tak samo potrzebują mnie jak ja ich – balans to podstawa. W innym wypadku relacje się zaburzają, ktoś jest rozczarowany ktoś czuje się wyzyskiwany.
Dawno temu mówiłam, że najważniejsze w życiu to „ktoś do kochania, coś do zrobienia i nadzieja na coś”. Błahe słowa ale w prosty sposób definiujące komfort życia.
Do bloga zabieram się już któryś raz. Jestem wierną czytelniczką wielu z Was, jednak przez brak odwagi zawsze odwlekałam samodzielne pisanie. Jednak ostatnio moja potrzeba uzewnętrzniania się przybrała na sile J W końcu coś do zrobienia to podstawa, więc robię to, no!  
A co dla Was znaczy żyć komfortowo?